To, jak bardzo rozwinął się internet w ciągu ostatnich kilku lat, jest trudne do ogarnięcia umysłem. Mimo to nikogo nie dziwią już patologiczne zachowania ludzi, którzy chcą zabłysnąć w sieci i zdobyć cenne wyświetlenia wrzucanych przez siebie filmików. Czasami jednak ta głupota zachodzi zbyt daleko i podobnie było tym razem.
Gorzów Wielkopolski zaatakowany przez piromana
25 września nie był dla gorzowskich policjantów najspokojniejszym dniem. Funkcjonariusze otrzymywali liczne zgłoszenia o podpalonych śmietnikach, co samo w sobie nie jest ogromną katastrofą, ale z pewnością wzbudza niepokój. Podpalacz szybko się jednak znudził płonącymi śmieciami i przerzucił się na samochody.
Pech wybrał właścicieli aut stojących przy Alei 11 Listopada. Jedno auto spłonęło doszczętnie, a okoliczne zostały uszkodzone. Na miejscu szybko zjawiła się straż pożarna i policja. Pożar udało się ugasić, jednak straty i tak są bardzo duże. Zniszczone samochody były warte w sumie 170 tys. zł.
Pomogły kamery monitoringu i social media
Miłośnicy historii kryminalnych często zauważają, że kamery monitoringu nigdy nie działają, kiedy trzeba. Tym razem było na szczęście odwrotnie. Wizerunek podpalacza śmietników doskonale zapisał się na miejskich kamerach monitoringu. To była pierwsza wskazówka.
Funkcjonariusze nie musieli prowadzić skomplikowanego dochodzenia. Jeden ze śledczych szybko zorientował się, że ktoś relacjonuje gaszony pożar na żywo. To oznaczało, że sprawca prawdopodobnie jest w pobliżu. Skąd takie podejrzenie? Osoby, które podpalają coś dla zabawy, lubią patrzeć na efekt, dlatego prawie zawsze obserwują swoje „dzieło” z wygodnego punktu obserwacyjnego. Sprawca pożaru postanowił nie tylko nagrać sobie pamiątkę, ale również nabić trochę wyświetleń w sieci.
Policjanci szybko zatrzymali mężczyznę, którym okazał się 23-letni mieszkaniec miasta. Młody mężczyzna był pijany. Badanie alkomatem wykazało obecność 1,5 promila alkoholu. Za wywołanie pożaru i zniszczenie cudzego mienia mężczyźnie grozi do 5 lat więzienia.